Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Franciszkiem Sową, prezesem Fundacji na rzecz Dolnego Śląska Blues Country.
Fundacja zrealizowała w 2024 roku projekt w ramach Mikrograntów NGO.
Czy mógłby Pan powiedzieć kilka słów o sobie na początek tak wprowadzająco, żebyśmy się lepiej poznali.
– Nazywam się Franciszek Sowa, mam 68 lat. Jestem na emeryturze, ale dodatkowo jeszcze jeżdżę na taksówce w weekendy. Trochę z nudów, trochę, żeby tam parę złotych zarobić, ale głównie poświęciłem swój czas działalności charytatywnej głównie dla seniorów w chwili obecnej, ale myślę o rozszerzeniu tego trochę szerzej, żeby to były takie integracyjne programy.
Integracyjne w sensie, że wielopokoleniowe?
– Tak.
O ciekawe.
– Zacząłem troszeczkę od tyłu, ale od trzynastu lat prowadzę kabaret, zajmuję się działalnością kabaretową wśród seniorów. Nazwy się zmieniały i te kabarety. Zacząłem w kabarecie u Sławy, tylko tamten kabaret po pół roku się zawiesił, praktycznie się rozsypał, nie będę teraz wchodził w szczegóły. A ja jeszcze parę osób ze swojego grona przyciągnąłem do tamtego środowiska. I zostaliśmy na lodzie.
Założyliśmy nieformalne stowarzyszenie i założyliśmy Kabaret Drugi nazwa wynikała z tego, że tamten jako pierwszy, no to ten drugi. Przez parę lat, żeśmy działali, to grono tych seniorów tam się trochę zmieniało, potem kruszało, no jak to z seniorami, ale żeśmy dali ponad sto koncertów różnych we Wrocławiu, żeśmy jeździli po domach opieki, dziennych, całodobowych, kluby seniora, jakieś osiedlowe, wszędzie. No ja się tym zajmowałem, dzwoniłem, a potem to już wiedziałem gdzie, tylko przypominałem.
I mieliśmy programy na każdą okazję, Boże Narodzenie, Dzień Matki, Dzień Kobiet, Wielkanoc. Dwa tygodnie w okolicach takiego święta, przed i po, no to byliśmy cały czas zajęci, bo żeśmy musieli objechać, nieraz po kilka przedstawień, żeśmy dawali dziennie. Ale ten Kabaret Drugi, tak topniał, w końcu stopniał całkowicie.
No i założyłem Kabaret Odłam, ale to jest już taki stricte mój kabaret, do tego jeszcze wziąłem koleżankę – Marię Dowbecką, która tam była w tym Drugim. No i ciągniemy ten wózek, zapraszam nieraz tam gości wśród seniorów, w różnej zależności jaki program robię, to zapraszam jednego, drugiego lub koleżankę. Coś tak, żeby urozmaicić, ale przez pewien czas było nas tam czwórka czy piątka, tak jakby na stałe. Ale to stopniało, to teraz jesteśmy we dwójkę, chociaż już trochę kłamie, bo teraz szykujemy program już któryś raz jest z nami akordeonista. I widzę, że nam się współpraca dobrze układa, tak że nawet plakat wczoraj zrobiłem, bo sam robię te plakaty do naszych programów. To już go zrobiłem nie jako gość, tylko jako członek kabaretu. Już dołączy, bo kiedyś spytałem, mi jest obojętne, ale widzę, że on chce.
Szykujemy najbliższy program, to będzie 18 lutego „Lwów to wesołe miasto”, bo w dużej części ten kabaret teraz robi programy takie szerzące kulturę lwowską, bałak lwowski, ten język, tą gwarę. Chociaż nie powiem, żebyśmy tam w ogóle polskiego, bo polskie programy też robimy, ale staram się kreować tę kulturę, bo mało już ludzi zostało tych, którzy pomimo, że we Wrocławiu jest dużo potomków lwowiaków, czy tam okolic, czy kresowiaków, ale oni nie znają tego. Jak ci dziadkowie, pradziadkowie żyli, mogli opowiadać, to ich nie interesowało. A ja dla tych szczątkowych jeszcze lwowiaków robię, no bo dalej dla seniorów. To kabaret, ale to jest taka ta jedna działka, którą tam ciągnę.
Właśnie mnie ciekawi ta Pana fundacja. Jak bym mógł Pan powiedzieć, czym się Pan zajmuje w tej fundacji, w tej organizacji?
– Żeby dojść do fundacji, to jeszcze trochę…
Aha, rozumiem, bo to jest wszystko ze sobą połączone.
– Tak, tak. Przy czym im bliżej emerytury, tym bardziej mnie energia rozsadza, pomimo, że zdrowia coraz mniej. Ponad 20 lat nosiłem w sobie pomysł robienia pikniku, festiwalu country, muzyki i tańca country, tu w okolicach Wrocławia. Robiłem kilka podejść, ale brakowało mi determinacji, żeby to dociągnąć do końca. Za późno zaczynałem, albo się poddawałem w pewnym momencie. Aż tutaj, trzy lata temu, to był 2022 rok, znalazłem się w okolicach Sobótki, w Starym Zamku – taka miejscowość jest. I tam poznałem sołtysa. Byliśmy tam na Dożynkach i fajny teren mówię. Jak nie teraz, to kiedy? Czas najwyższy zrobić tą imprezę. Nazwa była dawno wybrana. Ślęzaczek Country od rzeki Ślęzy.
Bo tutaj planowałem robić koło Wrocławia, Żórawina, Zamek Topacz, ale to nie wypaliło.
Ale mówię, tu jest około Ślęży, tylko kropkę dostawię i będzie Ślężaczek Country. No i poszedłem tym torem. Podjąłem decyzję z sołtysem się dogadałem. Robimy piknik country.
Aha i pierwsza edycja wtedy była.
– Tak, zrobiliśmy dwudniową imprezę w czerwcu 2023. I to będzie cykliczna impreza, która się szykuje trzeci raz, która odbywa się w okolicach nocy świętojańskiej w czerwcu.
Ja chcę jeszcze ożenić noc świętojańską do tego. Albo będą dwie imprezy obok, jak bliźniacy, albo jakoś to będę łączył. Nie wiem, na razie to próbuję. Wszystko o pieniądze chodzi. No, ale tutaj już podjąłem decyzję, że robię tego Ślężaczka.
Dobra, ale są potrzebne grupy do tańca. Wiedziałem, że ściągnę tam ze Śląska jedną czy dwie grupy, ale wypadałoby mieć swoją. We Wrocławiu obdzwoniłem szkoły tańca, czy zechcą zbudować taką grupę. No, to podchodzą do tego jak do jeża. Mówię do tej koleżanki Marii, z którą jestem w kabarecie. Może zrobimy swoją grupę. Ja lubię tańczyć, ona też to lubi. Parę osób gdzieś tam. Zobaczymy, coś tam poskaczemy. No i to wypaliło tak, że na tym pierwszym Ślężaczku było nas dziewięć osób tańczących. Aż byłem zszokowany. Ale myśmy tam dość intensywnie ćwiczyli. Nauczyliśmy się dziewięciu, w sumie trzech tańców, ale do dziewięciu utworów. To wyszło tak, jakby dziewięć tańców. Jak ktoś nie widzi, bo inna muzyka, inaczej to się chodzi.
I mamy stroje, i jest grupa Dance Country Senior oparta na seniorach.
Tak, widziałam na stronie fundacji.
-Tak, i my teraz chodzimy, występujemy tam na Dniach Seniora we Wrocławiu co roku. Na dożynkach, na Ślężaczku i na Rajdzie Koguta, żeśmy otwierali startowanie. Ta grupa też topnieje, bo seniorzy jednak, ten chory, ten sanatorium… Ale cały czas Maria szkoli nowy narybek. I dochodzą nowe osoby. Druga część to był Ślężaczek, a trzecia to ta grupa Dance Country Senior. A żeby to wszystko jakoś ogarnąć i starać się o pieniądze, gdzieś jakieś, bo tak to nikt nie chce dać, to musi być fundacja. I założyłem fundację, gdzie ja decyduję, mam zarząd, ale ja mogę jednoosobowo działać. I tu już staram się o granty różne, piszę wnioski.
Teraz jeszcze czekam na rozstrzygnięcie u marszałka w powiecie. I między innymi, dlatego tutaj współpracuję z Fundacją Umbrella. Staram się o Mikrogranty.
Dlatego powstała Fundacja Blues Country. O country już mówiłem. Blues bo marzy mi się jeszcze festiwal bluesowy na jesień. Bo nazwa już jest wybrana Blues nad Czarną Wodą, bo tam jest ta rzeka Czarna Woda, ale zobaczymy…
Czyli to są dalsze plany.
– W tym roku planuję zrobić przegląd grup tańca liniowego country z polskich grup. Czekam na odpowiedź z Agory, czy mi salę udostępnią.
Widzę, że ma Pan dużo różnych pomysłów. Tak jakby mnie ciekawi, czym konkretnie Pan się zajmuje w tej organizacji. Jakie są Pana obowiązki?
Jak Pana codzienny dzień pracy w organizacji wygląda? Oprócz tych starań grantowych, bo rozumiem, że tego jest dużo.
– Wszystko robię. Mój pomysł i ja muszę sam na siebie liczyć.
W fundacji ja robię prawie wszystko, pomaga mi Maria Dowbecka.
Jakby tak wymienić takie główne działania, na przykład 10 takich głównych działań, które Pan w fundacji robi. Oprócz tego starania o dofinansowanie.
– Całością kieruję.
Czyli takie zarządzanie.
– Zarządzam fundacją. Wynająłem sobie księgową, żeby mi księgę prowadziła. Ale jakby to nadzoruję tak z tej strony.
Patrzę na wydatki. Staram się, żeby tam jakieś pieniądze zawsze były na koncie na bieżące opłaty chociażby, które potrzeba.
To jest kupa drobnych działań, które gdzieś tam w innej fundacji jest to rozłożone, czy w jakiejś tam firmie. A to jest fundacja z działalnością gospodarczą, to jest jak duża firma.
W profilu działania fundacji to praktycznie mogę robić wszystko. To wszystko zależy od pieniędzy. Organizuję jakby ten festiwal. Organizuję te nasze występy, bo kabaret występuje. Teraz już biletujemy. Mniej występujemy tak za darmo gdzieś wśród seniorów, ale biletujemy i występujemy w takim klubie.
To zajmuje się zrobieniem biletu, zorganizowaniem kto będzie je rozprowadzał. Jak mówię, robię plakaty np. na Ślężaczka. Ja projektuję plakaty, ja je robię, tylko nie drukuję, bo idę na ksero. Muszę powiedzieć, że piszę scenariusze do tych programów kabaretowych, bo to wszystko pod fundację podlega.
Tak, ja widziałam, że są te trzy ścieżki działalności fundacji.
– Tak. Kabaret zarabia na taką zwykłą działalność fundacji, te drobne rzeczy. Wszystko musi gdzieś tam się zazębiać.
Ja mam to na głowie. Będę pisał, dzisiaj tam się przymierzałem projekt do Umbrelli znowu na granty. Tamten projekt Mikrograntów, który wygrałem, to jest mój pomysł i któreś tam podejście. Scenariusze piszę do tych programów, wyszukuję piosenki, a muszę się ich nauczyć, czy skecze.
Jeśli chodzi o fundację, o festiwal muszę te wszystkie sznureczki podociągać. Sam robię podesty takie taneczne z palet. Ja je wykonuję, żeby mieć samowystarczalne. Deski zwozimy, ale ludzi jest
coraz więcej i tych desek nie ma skąd brać oraz trzeba by nawet zapłacić za nie.
Czyli dużo takich organizacyjnych rzeczy Pan robi.
– Fizycznie wszystko sam przygotowuję na festiwalu.
Do kabaretu robię dekoracje wszelkie, niektóre z nich są naprawdę super.
Na przykład na Wielkanoc to ja narobiłem ciast, kaczek, półmiski z ciastami ze styropianu. Co się daje to próbuję przekazać do zrobienia koleżance Marii np. zrobienie napisu z nazwą programu, wcześniej to ja też to pisałem.
I mówię, w tej fundacji jestem alfą i omegą, to źle zabrzmi, ale z drugiej strony też i tutaj muszę wszystko dopilnować, bo jak gdzieś tam odpuszczę, to widzę, że potem to się zawaliło.
To trzeba dopiąć, jak ktoś już podejmie się czegoś. Też planuję, tylko to muszę do miasta się zgłaszać o pieniądze, robić dla seniorów takie przeglądy muzyczne i jeszcze znam parę osób, które grają na gitarach, piszą teksty, ale oprócz tego na przykład malują. I taki mam pomysł muzyka malowana – gitarą i pędzlem. I żeby oni się pokazali ze swoją twórczością.
Już tutaj mam obraz rzeczywiście, jakiego typu są te umiejętności, które pan wykorzystuje. Jeszcze w jednym zdaniu jakby mógłby Pan powiedzieć, jak te zadania w fundacji, które pan wykonuje się wiążą z Pana wcześniejszym doświadczeniem zawodowym, czy to jest trochę powiązane, czy też to są zupełnie inne doświadczenia?
– W jednym się na pewno wiąże w prowadzeniu działalności gospodarczej. Ja od 1991 roku, jak już poszedłem na działalność gospodarczą, tam handlowałem trochę, ale to z małym skutkiem. Potem miałem tą firmę, gdzie robiłem domofony, alarmy, reklamy. Nie będę rozwijał, dlaczego to wszystko padało.
Potem miałem tam epizod kilkuletni w ubezpieczeniach. Jak tam się wypaliłem, to co mówiłem Pani, że się człowiek wypala, to mówię, idę na taksówkę na dwa lata i w międzyczasie coś wymyślę. Ale wszedłem w te kabarety, mając tam pięćdziesiąt parę lat i no i się potoczyło jak potoczyło. W miarę umiem organizować pracę, umiem ogarnąć to.
Czyli to jest wykorzystanie trochę tego doświadczenia zawodowego.
– Ja jestem taka złota rączka. Ja potrafię instalacje zrobić i kiedyś nawet miałem uprawnienia elektryczne. Potrafię w drzewie dłubać, na samochodach się znam.
A i te palety może troszkę tu Pan wykorzystuje.
-Ja jestem ta stara szkoła, jak to kiedyś tam się ludzie uczyli.
Mam zdolności organizacyjne, mam zdolności złotej rączki, dlatego te rekwizyty robię. Mam w miarę wyczucie smaku kultury. Aha, jeszcze jedno, przecież ja jestem rolnikiem.
Ja się wyprowadziłem z Wrocławia, ja grzebię w ziemi, ja to lubię, dlatego też tak czasu nie mam, bo to jest jedna ważna rzecz: sieję, sadzę, uprawiam, trawę trzeba kosić.
Jestem człowiekiem renesansu, tak najłatwiej jest mnie określić jednym zdaniem.
Aha, że wiele różnych umiejętności Pan wykorzystuje.
– Nie gram na żadnym instrumencie ubolewam, ale mówię w kabarecie śpiewam, gdzie kiedyś nie myślałem, że będę śpiewał. Nie maluję, bo nie próbowałem, ale może jeszcze ten talent odkryję w sobie.
To jaki jest główny powód, dlaczego działa Pan w organizacji?
– W duszy to siedzi. Kiedy przyszedłem do ubezpieczeń, to dostałem trzy pytania na rozmowie kwalifikacyjnej. Czym się kieruję? Ja tam pieniądze wymieniłem na trzecim miejscu. Tam było jakoś tak dobro, społeczeństwo. Dokładnie nie pamiętam, ale wiem, że te pieniądze były daleko. Dobro społeczeństwa, pomaganie ludziom to z wiekiem gdzieś tak coraz bardziej jest dla mnie istotne. Ale się niekoniecznie pcham w pomaganie na siłę innym. Idę w tę stronę taką społeczną. Ale miałem pomysł kiedyś, żeby pomagać tak szeroko takim ludziom bezdomnym, ale to kompleksowo, od łaźni, przez żywność. Żeby mieć obiekt, gdzie jakaś kaplica będzie, bo też często się potrzebuje wyciszyć człowiek. Ale ja nie muszę teraz tego robić, bo mogę gdzieś tam we współpracę wejść. Był pomysł też, że chciałem CAL otwierać.
Czyli taka potrzeba….
– Realizacji się, ale przez pomaganie.
Na jakie potrzeby, problemy ta organizacja odpowiada, bo rozumiem, że to są na razie głównie skierowane do seniorów te działania?
– Integracja międzypokoleniowa, bo tutaj zapraszam wszystkich.
No tak w przypadku pikniku.
– Na razie tutaj głównie jeżdżą seniorzy na takie imprezy, bo mają czas i to im w duszy gra. Młodszym gdzieś tam disco polo, słuchają country, ale nie wiedzą, że country słuchają.
Jakby nie myślą o tym, ale jak gdzieś się z tym spotkają no to chętnie tańczą. Chętnie się przy tym bawią. To jeśli chodzi o te pikniki Ślężaczka. Są zabawy różne międzypokoleniowe,
było w zeszłym roku plecenie wianków. W tym roku też będzie, bo to jest noc świętojańska. Tu mi zależy też na przywróceniu tradycji.
Czyli integracja, przywrócenie tradycji…
– Promocja regionu. W nazwie fundacji mam Fundacja na rzecz Dolnego Śląska Blues Country.
Tak, rzeczywiście.
– Promocja Dolnego Śląska. Słowo country ma podwójne znaczenie. Country to jest rejon, obszar, teren, miejsce. I chcę to pokazać. Tu Wrocław i dalej, i dalej, ale generalnie Dolny Śląsk. Ja to promuję na innych stronach, bo mam parę stron na Facebooku zamki, pałace Dolnego Śląska. Czyli region, promocja regionu. Ja to czuję i to robię kosztem wolnego czasu.
I to jest ten country, to drugie znaczenie. A blues, kiedyś było takie powiedzenie w moich młodych latach luz blues. Takie wolne, nie napinanie się. Teraz nie wiem, jakby to nazwać.
Ale to kiedyś było takie luz blues i się wiedziało o co chodzi. Ktoś tam się denerwował i mu się powiedziało luz blues… Blues, wolność. Blues w formie takiej wolności. I chodzi mi o takie funkcjonowanie bez tej napinki, takie funkcjonowanie, na luzie, spokojnie, odstresowanie się. Te moje działania w te strony idą poprzez czy ten kabaret, czy ten Ślężaczek pokazanie, że można poprzez tańce, że nie ma ograniczeń wiekowych.
Czyli te działania międzypokoleniowe, to też jest jakby takim kluczem.
-Teraz chcę zrobić projekt od pięćdziesięciu lat, żeby były w nim matki i córki. Przecież były kobiety powyżej osiemdziesiątki na tamtej edycji warsztatów tanecznych.
No właśnie, przejdziemy zaraz do projektu w ramach Mikrograntów.
– I chcę tu, nie mogę jeszcze za bardzo, bo to też i czas potrzebny jest i ludzie, żeby zejść gdzieś tam do aktywności skierowanych do dzieci. Chociaż widziałem jak na dożynkach, czy tam w Trzebnicy, czy w Żórawinie jak myśmy tańczyli country w Sobótce to dołączała się też do nas młodzież.
No to przejdźmy teraz do drugiej części naszej rozmowy. Jakby mógł Pan bardzo krótko powiedzieć, czego dotyczył ten projekt realizowany w Mikrograntach. Jak się nazywał, kiedy się odbywał, na czym polegał?
– 4 grudnia 2024 r. się skończył, dwa miesiące trwał. Projekt się nazywał „Taniec Country – radość i zdrowie”, żeby pokazać jaki to taniec i co daje radość i zdrowie. I założeniem tego projektu było pokazanie, że ten taniec daje radość, no bo można się czegoś nauczyć, potem uczyć innych jak się nauczy. Można nauczyć się współpracować z kimś z boku, z lewej, z prawej, bo na tym ten taniec polega. Nie, że każdy sobie…
Bo to był układ grupowy?
– Tak układy i z przodu i z tyłu i w liniach, tak i tak. Bo to jest jak ileś tam kroków i obrót o 90 stopni. Potem w tą stronę. Jak byłem ostatni, teraz jestem pierwszy. Nauczyć się współpracować między sobą. Promuję ten taniec, promuję tę kulturę tego tańca generalnie. Rozwijam to środowisko. Wrocław jest pustynią, jeśli o to chodzi. Dolny Śląsk jest pustynią. Jestem prekursorem tutaj, jeśli chodzi o tą działkę. Wypełniam tą lukę.
Jeśli chodzi o muzykę country?
– Tak. I taniec country. Tu we Wrocławiu, to chyba tylko z takich, którzy jeździli, to tylko ja byłem, że jeździli po festiwalach muzyki country. Na Dolnym Śląsku było parę, paręnaście osób: tam dwie osoby koło Oleśnicy, tam gdzieś koło Jeleniej Góry, którzy jeździli na takie imprezy countrowe. I ja tutaj to buduję, buduję to środowisko. I między innymi po to ten projekt był, żeby to poszło taką drogą pantoflową, ale też aby seniorzy wyszli z domu.
Aby do jakiejś takiej aktywności ich zachęcić, tak?
– Tak, by zobaczyli, że można. No i jest taka kobieta jedna, chyba najstarsza, albo jedna z najstarszych, która miała trudności z nauką tańca, ale się uparła. Bo oprócz tego Maria moja koleżanka z fundacji prowadzi też grupy płatne. I ta jedna z uczestniczek warsztatów tańca country chodzi dodatkowo na te płatne zajęcia i uczy się. Widzę, że już choreografię tańca jednego chwyciła. I już ma tą pewność, tą radość, te endorfiny rosną. Takie było między innymi założenie. Ale teraz chcę robić bardziej integracyjny projekt, bo chcę, żeby się zaczęły takie działania jak na pikniku, że babcie uczą wnuczki wianki robić.
Aha, wspólne działania międzypokoleniowe.
– I tak samo tutaj chcę, żeby to zeszło trochę niżej na takie kobiety, które mają trochę czasu wolnego, chociaż te jeszcze najczęściej pracują, ale są jakieś emerytki, gdzieś tam na jakichś rentach i chciałbym wyrwać je z domu.
Jakie były właśnie te korzyści dla Pana i dla Pana organizacji wynikające z realizacji tego projektu? Co jeszcze Panu dało zrealizowanie tego projektu?
– Dla mnie powiem, że satysfakcja, że się udało. Szok był jak sprawdzałem, że jestem na pierwszym miejscu, bo tam trzecie podejście robiłem do konkursu Mikrograntów. Raz robiłem jako indywidualna osoba, potem tam się w ogóle nie załapałem i wreszcie teraz jako fundacja się udało. Planowałem 12-15 osób na grupę. Były dwie grupy. A przewinęło się aż 55 osób podczas warsztatów.
A, no to ładnie, rzeczywiście dużo osób wzięło udział.
– Przychodzili i pytali, czy mogą dołączyć. Ja byłem koordynatorem tego wszystkiego. Wynająłem dwie instruktorki. Widzę, no jakoś to się dzieje, nie ma takiego bałaganu. Dołączaj, ile się nauczysz tyle Twoje, a po drugie, jak tutaj zaszczepię cię, to może następnym razem też przyjdziesz. To też było takie patrzenie pragmatyczne. Jak nie tu, to na płatny, czy na następny projekt, który teraz tworzę się zapiszą.
Czyli główne korzyści dla Pana to, takie że było zainteresowanie, że to się wszystko dobrze udało. Ciekawa jestem jak się udał ten końcowy pokaz?
– Końcowy pokaz był akurat 4 grudnia. Ja zrobiłem jeszcze promocję w gazecie i na stronie miasta na wroclaw.pl. była informacja, że jest nabór przed rozpoczęciem warsztatów.
Tak, widziałam te materiały, rozmowy z Panem.
– Nazwaliśmy ten pokaz Barbórka Country i te grupy tańczyły dwie na raz. Grupy były mieszane, bo się uczyły dwie grupy podczas warsztatów tego samego. I kto chciał to mógł sobie zaprosić kogoś z rodziny, z przyjaciół na pokaz i pokazać, że potrafi. No i była też integracja między tymi ludźmi, poznali się. No same korzyści. I dlatego chcę to dalej promować na różne sposoby. Salę już teraz mam, bo teraz będzie gdzie indziej, będzie w innym CAL-u. Mam nadzieję, że się załapię na ten projekt w tej edycji Mikrograntów, a jak nie, no to tak czy inaczej będę gdzieś tam promował na różne sposoby. Jeszcze takim moim marzeniem jest zrobić taki duży, otwarty, ogólnomiejski projekt w jednym z parków wrocławskich.
Takie warsztaty też, tak?
– Tak, takie warsztaty taneczne zorganizowane latem nie w pomieszczeniu zamkniętym, tylko na przestrzeni otwartej.
Coś jeszcze o tych korzyściach z Mikrograntów Panu przychodzi na myśl, co jeszcze to Panu prywatnie dało, jakąś jeszcze inną korzyść?
– Takie najważniejsze to jest takie zadowolenie, że to coś się robi i to daje zadowolenie dla mnie, że to się realizuje, ale też widzę jak ci ludzie są zadowoleni i się dopytują, czy będą następne, że oni chcą, że to zostało jakby zaszczepione, że oni oczekują. To jest takie najważniejsze ta radość, to zadowolenie na twarzach. Nie było tak, jak to nieraz jest na szkoleniach, że coraz mniej jest na jakiejś grupie, tutaj przybywało uczestników. Nawet jak ktoś gdzieś tam wyjeżdżał, bo musiał do sanatorium, ale i tak generalnie to przybywało, te grupy rosły. To czego więcej oczekiwać?
Dokładnie, sukces Pana przedsięwzięcia. A tak z innych kwestii, to mam pytanie o to co najbardziej lubi pan we Wrocławiu?
– Co najbardziej? Wszystko: lubię zabytki Wrocławia, społeczeństwo wrocławskie otwarte na innych. Ja jeżdżąc na taksówce, tego się nasłuchałem też od przybyszy z Polski. Tak nieraz prowokacyjnie nawet pytałem, dlaczego tu. Nie wiedzą dlaczego, ale się dobrze tu czują. Ja mówię raz, że takie miasto młode jest, po drugie jest otwarte na wszystkich. Pewnie gdzieś tam się znajdą, że komuś się czarny nie podoba, ale generalnie jest otwarte na wszystkich, bo tu jest cała mieszanina ludzi z całej Polski. Wrocław jest jednym z ciekawszych miast w Europie. To teraz już wiemy sam akurat nie mam porównania, ale z tekstów gdzieś tam wyczytanych, czy usłyszanych, wiemy że Wrocław jest ciekawym miastem. Wrocławiowi pomogła w dużej części powódź. Wtedy poczuli ludzie, że oni są u siebie. Pani tego nie pamięta. Ja doskonale pamiętam jak ludzie pomagali w obronie Biblioteki Uniwersyteckiej przed zalaniem.
I mieliśmy dobrego prezydenta Zdrojewskiego i urzędnicy młodzi, nauczyli się pisać projekty takie unijne, gdzie pieniądze można brać. Myśmy wyprzedzili Polskę w dużej części, inni potem się uczyli, gonili, a myśmy już korzystali z tych pieniędzy.
I Wrocław mi się podoba. O zabytkach już mówiłem, lubię też parki wrocławskie.
To co Pana zdaniem we Wrocławiu wymaga zmiany? Nad czym powinniśmy pracować jako mieszkańcy, mieszkanki Wrocławia?
– Nic nie jest dane na stałe. Przybywa seniorów, bo jest około 200 tysięcy seniorów. Tu opieka nad seniorami we Wrocławiu przebiega w miarę wzorcowo. Rozwija się to na różne sposoby. Teraz dochodzą te CAL-e, także nie trzeba jechać do jakichś centrów na Dominikańskiej. Jest tych miejsc dużo tych centrów aktywności. Są takie miejsca gdzie fundacje mogą się wiele nauczyć tak jak w Fundacji Umbrella. Może warto by było dać takim instytucjom, takim fundacjom trochę więcej pieniędzy, bo tu się nie marnują pieniądze. Tak jak ja mówiłem o sobie. Ja muszę być wszystkim.
Jak patrzę, co mi się nie podoba to np. to że stadion stoi bezczynnie, niepraktycznie. Tu powinien być co miesiąc koncert muzyczny, albo jakaś inna impreza duża. To, że tam piłkarze pograją raz na dwa tygodnie, dwie godziny, to powinien być taki dodatek. A stadion jest piękny i on jest niewykorzystany. Powinno się dać możliwości takim organizacjom, żeby one miały więcej mocy. Bo tak to są ograniczone.
Czyli to dofinansowanie do działań organizacji.
– Gdzieś tam budżety są ogłoszone obywatelskie. No i tak się potem biją między sobą i się uczą, że to trzeba się dogadać jedno osiedle, i drugie, i trzecie, zrobić spółkę. Dzisiaj głosujemy na to, a w przyszłym roku na to.
To co jest takim priorytetem? Nad czym powinni się mieszkanki Wrocławia skupić? Nad czym pracować, jaka jest dla Pana taka jedna rzecz najważniejsza na teraz? Bo powiedział Pan, że te senioralne rzeczy to są w miarę zadbane, są te różne aktywności i przestrzenie.
– To ciągnąć. Nad czym tu się skupić? Wie Pani, takiej jednej rzeczy, to nie umiem wymienić. Jakoś mi ciężko.
Na czym by Panu zależało najbardziej, żeby mieszkańcy i mieszkanki poczuli i zaczęli działać?
– Może bardziej rozważnie powinni ludzie patrzeć, kogo wybierają do rad miejskich. I rozliczać ich z działania, za to co zrobili i co obiecali.
Dobrze, to już na samo zakończenie może Pan chce powiedzieć jeszcze w dwóch słowach o planach fundacji na najbliższy czas.
– Marzeń mam dużo. Ślężaczek ma rosnąć w siłę. Oprócz tego, marzeniem moim jest zrobić festiwal folkowy. Ja już teraz napisałem projekt. Chciałbym promować folk szeroko rozumiany i kulturę tego rejonu. Trzecie to zrobić bluesowy festiwal. Czwarte to, już pomijam tam grupę tańca country i kabaret one mają funkcjonować.
W sensie te projekty, które są mają dalej się rozwijać.
– Jeszcze chcę prowadzić taką a la galerię we Wrocławiu, gdzie mogliby występować artyści, amatorzy. Takie miejsce spotkań, gdzie zawsze by przyszło parę osób i to o różnym profilu, jakieś obrazy, poezja. Tam co tydzień odbywałyby się spotkania. Takie miejsce bardziej przytulne, taka jakaś mała galeria, klubo galeria, coś takiego. Nie chcę iść w takie jakieś instytucje rozbudowane jak dom kultury. Po to założyłem fundację, która ten parasol rozkłada ochronny nad tymi działaniami, gdzie ja się mogę realizować.
Rozumiem. Bardzo Panu dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadziła Dominika Włodarczak – wolontariuszka Fundacji Umbrella, absolwentka etnologii i antropologii kulturowej. Badaczka jakościowa interesująca się tematyką aktywizacji społeczności lokalnej.